czwartek, 31 października 2013

Zamach na Lenina!

Pora na dzisiejszy seans wieczorny...

Wracamy do Nowej Huty i do filmu Jerzego Ridana o historii tej dzielnicy Krakowa...
Dzisiaj mocny temat - zamach na Lenina!



Taki komentarz ktoś wrzucił na Wykopie do tego filmu (bez cenzury):

"Masz tu czapkę, nowe buty,
I spierdalaj z Nowej Huty"

-autor nieznany(?)

Pomóżmy wszyscy!

Po prostu pomagamy małemu Alanowi!
Zobaczcie nasze video z imprezy charytatywnej w Las Palmas Legionowo, gdzie przybiliśmy na zaproszenie Max4U Project. 

W czasie filmu też informacja jak Wy możecie pomóc chłopakowi:


Straż Miejska w Krakowie... na bogato!

Dzięki Pani Redaktor z lovekrakow.pl, a mowa tu o Anecie Zając, mamy zdjęcie jak teraz wyglądają pojazdy Straży Miejskiej w Krakowie. 

Nie od dziś mówi się o naszym mieście, jako "maczetników", więc też Panowie ze Straży Miejskiej muszą zmienić środka bezpieczeństwa!

Sami sprawdźcie co Aneta wypatrzyła dziś w samym centrum Krakowa, na Placu Wszystkich Świętych:

A może to dla Panów Urzędników z Magistratu?
Przecież każdy wie, że nawet zwykła jazda rowerem po mieście bywa niebezpieczna, o czym przekonywał nas Pan Wiceprezydent Miasta Krakowa, wykonując trasę na rowerze w eksorcie policyjnej (link: http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/993530,krakow-wiceprezydent-na-rowerze-w-eskorcie-policji-zdjecia-wideo,id,t.html).

Mam nadzieję, że Nam, praworządnym obywatelom Grodu Kraka, też się należą podobne środki bezpieczeństwa! Czy może się mylę?!


Co dziś daje uczciwość w polityce?

Nie chce tutaj za bardzo poruszać spraw politycznych, ale dziś niestety muszę...

Przypomina mi się tutaj zasłyszana kiedyś historia o mężu, którego żona zmuszała do używania miotły i zmiotki. Mąż tego nienawidził, więc cały brud na złość żonie, zamiatał pod dywan. Zapomniał tylko, że mieszkanie było wspólne, więc tak robiąc sam sobie szkodził...
(źródło: polishclub.org)


Do czego tym sposobem chce nawiązać?
Przed chwilą przeczytałem taki oto wpis na Onecie, dotyczący nagrań afery wyborów w dolnośląskiej PO:
Po północy na stronach internetowych Platformy podano dodatkowo informację, że zarząd - na wniosek rzecznika dyscypliny partyjnej - jednomyślnie zawiesił na trzy miesiące w prawach członków partii osoby, które nagrały ujawnione przez "Newsweek" rozmowy i te, które zostały nagrane. Zawieszeni zostali: Edward Klimka, Paweł Frost, Norbert Wojnarowski, Michał Jaros i Tomasz Borkowski. Rzecznik dyscypliny partyjnej - podano - poinformował też członków zarządu, że skierował do Krajowego Sądu Koleżeńskiego wnioski dyscyplinarne przeciw tym politykom.

Drodzy Panowie politycy, czy nie zależy Wam naprawdę na przejrzystości Waszych działań? 
Podajecie do informacji publicznej, za pomocą strony internetowej partii, informację, że ukarani zostaną...
No właśnie kto zostanie!
Na chłopski rozum, Ci co nie chcą matactw, powinni dostać uścisk dłoni Premiera Tuska, a tymczasem dostają... zawieszenie członkostwa.
Partie polityczne coraz bardziej chcą wyglądać jak sekty, wszystkie partie, bo z podobnym podejściem też spotykamy się w PiS czy SLD.

Czy naprawdę aż tak trudno się przyznać do tego, że popełniło się błąd zamiast "ładnie" układać zdania, jak to się ładnie mówi, w "poprawność polityczną" gdy wyraźnie pod nogami czuć, że coś jest brudnego i mocno śmierdzi? 
Niestety, tym sposobem, nic się nie poprawi.
Uczy nas to tylko, że za rzetelne postępowanie, czekać nas będzie kara! 

Partia polityczna, szczególnie ta rządząca, to nie jest prywatna firma gdzie są pewne biznesy i obowiązuje tajemnica handlowa, tylko niejako jest to własność społeczeństwa! 
W końcu to my decydujemy kogo "uśmiercić" a kogo wprowadzić "do życia"...

Jeśli zgadzasz się ze mną, że coś z tym postępowaniem jest "nie tak", to udostępnij ten link dalej...

poniedziałek, 28 października 2013

Jak powstała Nowa Huta?

Byliśmy już na obrzeżach Nowej Huty, zatem pora przybyć prosto na Plac Centralny!

Wpierw rzut z góry:

A teraz... nic więcej na napiszę tylko zapraszam na projekcję ;)


piątek, 25 października 2013

Co łączy drukarnię z Bramą Skawińską? ...czyli ciąg dalszy wędrówek po Kazimierzu...

Przeglądając ortofotomapy Krakowa oraz Wikimapię, a także szperając po różnych źródłach, zaciekawił mnie temat Bramy Skawińskiej, a co za tym idzie postaci Hieronima Wietora. Dlaczego?
Na teoretycznie obrzeżach Kazimierza, ale praktycznie, bo historycznie, w bardzo ważnym punkcie, istnieje parę punktów - miejsc, którym warto się przyjrzeć.

Opisywałem już Wam parę wpisów temu (link: http://janekpisze.blogspot.com/2013/09/czy-plac-wolnica-kiedys-by-wielkosci.html) na temat Placu Wolnica - teraz podążymy jedną z odnóg, a mianowicie ulicą Skawińską.
Jak sama nazwa wskazuje ulica prowadziła kiedyś do Skawiny, a po drodze była Brama Skawińska, wychodząca z miasta Kazimierza.

W aktualnym stanie nie zachowały się nawet relikty Kościoła Świętego Jakuba, który stał w miejscu aktualnego nowoczesnego placu zabaw na bulwarach, nie zachowały się też mury obronne, chociaż jak to jest naprawdę?

Rzekomym miejscem przechodzenia murów jest pas kamienisty
, stworzony przy powstałym parę lat temu apartamentowcu:

Z kolei Wikimapia wskazuje teren przy placu zabaw na końcu ulicy Paulińskiej. 
Oczywiście, jest to "rozrzut" nieduży, ale jednak...

W dodatku od ulicy Skawińskiej odchodzi ulica Hieronima Wietora, zwana potocznie w okolicy "boczną Skawińską"
Teraz pytanie skąd nazwa ulicy? Kim był imiennik tej okolicy?

O tym dowiadujemy się z Wikipedii:
Przyjechał na studia do Krakowa i zadomowił się w nim. W roku 1497 zapisał się na Akademię Krakowską, w dwa lata zdobył stopień bakałarza nauk wyzwolonych. Zajął się introligatorstwem, także drukarstwem. Nie mogąc wytrzymać konkurencji ze strony Jana Hallera, Wietor przeniósł się w 1510 roku do Wiednia, gdzie zaczął drukować w spółce z wiedeńskim drukarzem. Ich drukarnia była dobrze wyposażona. Spółka przetrwała do 1515 r., kiedy to obaj założyli własne oficyny. W 1517 r. powierzył drukarnię synowi Florianowi, a sam powrócił do Krakowa. Początkowo współpracował z Markiem Szarffenbergiem, ale już rok później rozwinął własną wielką drukarnię w wieży przy Bramie Skawińskiej (zburzonej w 1816 r.) naKazimierzu, a w 1522 r. dobudował obok niej także młyn papierniczy. W 1527 r. otrzymał godność typografa królewskiej kancelarii Zygmunta Starego.
Tak więc mamy w dodatku informację, że od XVI wieku Brama nie tylko stanowiła obiekt obronny... ale była też obok niej drukarnia!
Połączmy to z dodatkowymi faktami:
Kościół pw. św. Jakuba Apostoła – nieistniejący kościół, wznoszący się na terenie obecnej krakowskiej dzielnicy Kazimierz, do końca XVIII w. suwerennego miasta, w jego południowo-zachodnim narożniku, w pobliżu miejskich murów obronnych, a konkretnie Bramy Skawińskiej, na wzniesieniu nad zakolem Wisły.
Mamy zatem w obrębie średniowiecznego miasta Kazimierz, położone na skraju, trzy naprawdę ważne obiekty:

Co to jeszcze nam mówi?
Myślę, że to, że Kazimierz miał od początku nietypowy sposób ułożenia obiektów, które de facto nie skupiają się tylko wokół średniowiecznego rynku, co zresztą później też się przełożyło na umiejscowienie kolejnych obiektów, kiedy stał się dzielnicą miasta.

Nie zapominajmy też, że po drugiej stronie mamy część żydowską, która też ma własne główne miejsca "życia", ale o tym podziale też już pisałem parę postów wcześniej.

Czy dzięki takim inicjatowym jak drukarnia Hieronima Wietora miasto Kazimierz wyrasta na ważny ośrodek przemysłowy?
Niech odpowie nam cytat z Wikipedii:
Drukował przeważnie w języku polskim, w łacinie i po niemiecku. W jego oficynie ukazały się pierwsze druki w języku węgierskim i greckim, a także pierwszy podręcznik do nauki języka polskiegoPolskie książeczki ku uczeniu się polskiego, przedrukowany w 1539 roku pod innym tytułem, Wokabularz rozmaitych.. sentencyi. W 1536 r. został ukarany za drukowanie i rozpowszechnianie broszur innowierczych (drukował np. prace Marcina Lutra).
Ogólny dorobek drukarni Wietora wynosi ponad 550 pozycji. Po śmierci drukarza oficynę przejęła żona, Barbara, która prowadziła ją przez 4 lata (1546-1550) sama, a następnie przy pomocy przyszłego męża, Łazarza Andrysowicza ze Strykowa. W 1577 roku po śmierci Łazarza, interes drukarski przejął syn jego i Barbary, Jan Januszowski, który rozwijał tłocznię jako Oficynę Łazarzową.

Myślę, że te parę zdań nam całkowicie rozwiewa wątpliwości, a pytanie pozostaje retorycznym.
Zatem jest to kolejny dowód na wyjątkowość tego miejsca, jakim jest krakowski Kazimierz... 








http://pl.wikipedia.org/wiki/Hieronim_Wietor

środa, 23 października 2013

Ile wypalamy dziennie papierosów w Krakowie ...czyli rzecz o czystości powietrza!

Do napisania tego wpisu popchnęło mnie parę rzeczy:

Po pierwsze inicjatywa Krakowski Alarm Smogowy, a dokładniej wpis: http://brudnykrakow.wordpress.com/2013/01/15/wypalasz-9-papierosow-dziennie/, który nie jest dla mnie żadnym nowym odkryciem.
Po drugie zawarte statystyki w artykułach w tym wpisie (http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/111978,mieszkancy-krakowa-maja-dosc-smogu oraz http://wyborcza.biz/biznes/1,100897,13183346,Dlaczego_mieszkanie_w_Krakowie_jeszcze_dlugo_bedzie.html).
Po trzecie autopsja, czyli widok Krakowa na wjeździe o świcie od strony południowej - Zakopianka - oraz zachodniej - Autostrada A4.

Zacznijmy od końca - bardzo często zdarza mi się wracać do Krakowa nad ranem z wyżej wymienionych wjazdów, gdzie kierujemy się prosto do "niecki krakowskiej". Dokładnie tak, Kraków leży w dolinie i nawet kierując się z Kurdwanowa do Starego Podgórza łatwo ujrzeć "zjazd w dół", a już dobitniej to widać od strony Góry Borkowskiej.

Zresztą każdy widok bardziej z góry nie napawa optymizmem:


(źródło: krakow4u.pl)


Jak dwa pierwsze zdjęcia wyglądają jeszcze dość "mgielnie" niż "smogowo" to chyba trzecie pokazuje idealnie z czym mamy do czynienia. 

Mieszkałem przez całe swoje życie w samym sercu Krakowa, ale teraz ile mogę to staram się szukać miejsc do mieszkania na obrzeżach tego "gigantycznego epicentrum trucizny w powietrzu".


Zgodnie z wytycznymi WHO maksymalny, dopuszczalny dla zdrowia poziom zanieczyszczenia wynosi 20 mikrogramów, a obecna światowa średnia to 70. 
Sam koniec tej listy:
  • Kraków – 64 µg/m3 (największe w Polsce).
Znajomi mieszkający w Warszawie swego czasu się dziwili, że czuję się kondycyjnie lepiej w Warszawie. Tak, ja, krakus, czułem się kondycyjnie lepiej, chociaż oczywiście duchem brakowało mi Krakowa.

Teraz pytanie czemu tak się działo?
Według tej listy Warszawa ma stężenie na poziomie 32, zaś Gdańsk tylko 18!
Wszystko to wyjaśnia, bo kiedy robiłem zdjęcia do jednego teledysku w Trójmieście po 5 godzinach czułem się dobrze zregenerowany do pracy, podczas kiedy w Krakowie nie mogę się dobudzić po 8-9 godzinach snu, w dodatku czuję się jak śnięta ryba. Podczas dnia też muszę się kofeiną wspierać.
Stwierdzam, że niestety jest to wina właśnie tego skażonego powietrza!

Dodatkowo ostatnio pojawiła się nowa lista, gdzie Kraków zajął 3 miejsce wśród najbardziej skażonego powietrza w całej Europie! Przegoniliśmy nawet Katowice, które zostały gdzieś w oddali na 10 miejscu...

Czy zakaz palenia węglem zmieni sytuację?
Śmiem twierdzić, że radni mają niestety klapki na oczach, bo problem leży zupełnie gdzie indziej.
Wystarczy przejechać się chwilę po mieście i popatrzeć na chaos urbanistyczny, a co za tym idzie brak naturalnych korytarzy dla "przeciągów" powietrza. 

Jakim sposobem ma zostać zachowana naturalna cyrkulacja powietrza jak nowymi budynkami, "plombami" między starymi, także ogromnymi osiedlami oraz długimi apartamentowcami wszystko blokujemy? 

Na koniec jeszcze jeden paradoks, o którym pewnie niektórzy zdążyli zapomnieć - od turystów pobierana jest taksa klimatyczna - szkoda, że nie wiedzą, że płacą za wsparcie powstanie u siebie raka w przyszłości...



wtorek, 22 października 2013

Dzisiaj szkoła, kiedyś więzienie hitlerowców...

Po długiej przerwie powracam, ale niestety jestem zawalony materiałem (praca) oraz cały czas nie do końca zdrowy (przeziębiony).

Dzisiaj troszkę nawiązanie do jednego z pierwszych postów (link: http://janekpisze.blogspot.com/2013/09/warto-czytac-ksiazki-czyli-jak-liceum.html), a mianowicie moich czasów szkolnych, a dokładniej licealnych.

Niestety, nie wspominam ich tak dobrze jak czasów gimnazjum (pierwszy rocznik reformy, wielki chaos, ale o tym kiedy indziej), które to dla mnie były nazwijmy to czasem "złotym", ale takie rzeczy docenia się po latach.
Pominę moje perypetie związane z przeprowadzkami licealnymi z klasy do klasy, bo nie czas na "taką prywatę", ale napiszę na temat budynku.

VI Liceum Ogólnokształcące w Krakowie nie zawsze było przy ulicy Wąskiej na krakowskim Kazimierzu. Kiedy moja babcia (!) kończyła szkołę, a była to też "szóstka", znajdowała się ona przy ulicy Starowiślnej. Później przeniesioną ją na ulicę Skałeczną, gdzie aktualnie znajduje się Wyższe Seminarium Duchowne Zakonu Paulinów.
(źródło: Wikimapia)

Z ciekawostek, już wtedy uczyła tam (lata 70?), ta sama nauczycielka biologii co mnie te zaledwie parę lat wstecz. Jak widać nauczyciele są długiowieczni...

Ciekawa jest też historia aktualnego budynku i do tego właśnie zmierzam (cytat z http://www.sztetl.org.pl/en/article/krakow/11,synagogues-prayer-houses-and-others/22051,powszechna-szkola-zydowska-ul-waska-5-/):
Powszechna Szkoła Żydowska znajdowała się przy ul. Wąskiej 7, a właściwie na skrzyżowaniu ulic Wąskiej i św. Wawrzyńca. Murowany budynek został zbudowany w stylu historyzmu w latach 1905–1906 według projektu krakowskiego architekta Jana Zawiejskiego. W czasie drugiej wojny światowej obiekt zajęło wojsko niemieckie, urządzając w nim „przejściowy obóz pracy”, w którym przetrzymywano więźniów, wysyłanych następnie do Niemiec. Obecnie budynek stanowi siedzibę VI Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza. Na fasadzie znajduje się tablica upamiętniająca ofiary obozu
Niedawno temu, przy okazji spaceru jesiennego, wykonałem takie zdjęcie tej tablicy:

(źródło: mój telefon)

Przerażające historie związane z tym miejscem, potęgowane są często przez samych nauczycieli. Przykładowo, pamiętam jeden z opisów dotyczący sali przy samej portierni, w którym ponoć znajdowały się cele dla kobiet.

Nie piszę tego wszystkiego by zrazić potencjalnych kandydatów na uczenie się w tym miejscu, jednak muszą się oni zmierzyć z "bagażem" tego miejsca, bo ta świadomość mnie parę razy niszczyła.

Najdziwniejsze to było uczucie pustych korytarzy przy zachodzącym słońcu, kiedy miałem na popołudnie do szkoły, i konfrontacji tego naprawdę przyjemnego widoku z tą porażającą historią.


Jeśli ktoś jest zainteresowany historiami obiektów bliskich temu to zapraszam też:
http://janekpisze.blogspot.com/2013/09/czy-plac-wolnica-kiedys-by-wielkosci.html
http://janekpisze.blogspot.com/2013/10/koscielny-kort-tenisowy-na-kazimierzu.html
http://janekpisze.blogspot.com/2013/10/czemu-mi-kadka-bernatka-w-pejzazu-nie.html

poniedziałek, 14 października 2013

Afera z prosiętami w Makro!

Pewnie już dziś czytaliście o aferze związanej z zafoliowanymi prosiętami w niemieckiej sieci Makro, a jak nie to... (cytaty z artykułu na wyborcza.biz)
Niemiecka sieć hurtowni Makro Cash&Carry wprowadziła do swej oferty zafoliowane w całości małe prosięta. Widok jest szokujący. Zareagowała na to już fundacja Viva! zajmująca się ochroną zwierząt, a klienci Makro przeprowadzili zmasowany atak na firmę.
Młode prosięta zapakowane są w całości próżniowo w folię i sprzedawane w dziale mięsnym. Mają od 3 do nawet 10 kg. Widok, trzeba przyznać, jest dość szokujący:
Zdjęcia na tą chwilę Wam podaruje, bo przy moim komentarzu podrzucę też jeden demotywator, który moim zdaniem oddaje idealnie sytuację.
Wpierw jednak reakcje w Niemczech:
Byłam Waszą wierną klientką i dużo zostawiałam pieniędzy w sklepie, ale sprzedaż małych martwych świnek to porażka! Nigdy więcej, choćbym przymierała głodem, nic u Was nie kupię i moi znajomi też mają takie zdanie" - napisała Ewa. Joanna dodaje: "Ciekawe, co się robi w głowach dzieci, które patrzą na takie prosiaczki w sklepie... Nie macie za nic wyczucia i empatii. I te kolorowe papryczki w tle na waszym profilu - co za skrajność - czemu nie wrzucicie prosiaczka?!?! Kiepsko by to wyglądało prawda? Jestem oburzona, zniesmaczona. Zbulwersowana. Wstyd".

Na szczęście rozsądnie odpowiada zaatakowana sieć:
Zapytaliśmy Makro Cash&Carry, jak się ustosunkują do takiej reakcji klientów na sprzedaż prosiąt. - Makro Cash and Carry Polska buduje ofertę w odpowiedzi na potrzeby swoich klientów, a mrożone prosięta są produktem popularnym wśród naszych klientów Horeca [branże hotelarska, restauracyjna i kawiarniana - przyp. red.]. Kwestię wyboru produktu pozostawiamy naszym klientom - tłumaczy Magdalena Figurna z biura prasowego firmy. 
Teraz czas na mój komentarz do tego, krótko i na temat!
No tak, prosiaki to się wzięły z "drzew", Makro to wcale nie jest sklep dla hurtowników i oczywiście jest tabun oburzonych na widok prosięta z jabłkiem w gębie na ruszcie gdzieś w karczmie ;)

Tak jak obiecałem też dla Was demotywator, świetnie obrazujący wybiórcze podejście do tej kwestii:
http://demotykwejki.blogspot.com/2013/10/co-ma-krolik-do-afery-z-makro.html


Zabytkowa kamienica krakowska... z minaretem?

Pamiętacie ostatni wpis na temat drogi "straceńców" w średniowiecznym Krakowie? (link: http://janekpisze.blogspot.com/2013/10/co-ma-wspolnego-siedziba-zus-ze-smiercia.html)

Wśród zdjęć, pokazałem również i takie:
(Dom Turecki na rogu ulic Pędzichów i Długa, źródło: Wikipedia)

Warto temu zdjęciu przyjrzeć się bliżej. Na górze, na środku znajduje się... minaret!
Tak, nie mylicie się, duże nawiązanie do tradycji muzułmańskiej.

Zresztą zobaczmy go z bliższa:
(źródło: lovekrakow.pl)

Skąd taki pomysł na wykończenia?
Już tłumaczę na temat kamienicy, za Wikipedią:
W 1910 roku przebudowana według projektu Henryka Lamensdorfa dla Artura Teodora Rayskiego, uczestnika powstania styczniowego i oficera armii osmańskiej w Turcji. Powstał 3-piętrowy, 4-skrzydłowy dom z wewnętrznym podwórzem. Szczyt zdobi nadwieszona wieżyczka-minaret, otoczona galeryjką, i nakryta hełmem stożkowym z półksiężycem. W narożnikach znajdują się dwa skromniejsze minarety. Według legendy minarety zostały zbudowane dla żony Rayskiego, muzułmanki, aby przypominały jej ojczysty Egipt. W rzeczywistości żoną Rayskiego była Józefa z Seroczyńskich, katoliczka, której podpis widnieje na planach kamienicy. To właśnie ona pozwoliła na budowę minaretu[1].
Na frontowej elewacji znajduje się tablica pamiątkowa poświęcona generałowi brygady pilotowi Ludomiłowi Rayskiemu, twórcy polskiego lotnictwa, który mieszkał w tym domu.
Bardzo ciekawy temat, jak również warto przyjrzeć się tablicy pamiątkowej:


Możemy więc domyślać się, że wzornictwo ma na celu przypomnienie tureckiego epizodu życia Rayskiego.

Właśnie z tym budynkiem jest związana kolejna legenda (za Wikipedią):
Przed kamienicą, na niewielkim skwerku, znajduje się kolumna z figurą Matki Bożej. Postawiono ją we wrześniu 1865 roku, na miejscu zniszczonej przez burzę w lipcu tegoż roku, starszej figury. Odnowiona w roku 1897.
Wiele osób próbowało mówić, że dla równowagi religijnej, została ona postawiona przed takim budynkiem.
(źródło: maps.google.com)

Jednak nie jest to prawdą! Wystarczy chociażby spojrzeć na daty budowy tych obiektów...

Czemu myślę, że warto uznać ten budynek za wart zapamiętania?
Dlatego chociażby, że Kraków, miasto kościołów, jak się o nim mówi, pomijając dzielnicę żydowską Kazimierz, posiada tylko taki mały element związany z Islamem, jak wykończenia tej kamienicy. Czy powinno być takich elementów więcej w krajobrazie Krakowa, pozostawiam już Wam do oceny... 



niedziela, 13 października 2013

Zdjęcie "rury" z dziś...

Próbowałem zrobić jakieś korzystne dzisiaj zdjęcie "rury" pod wieczór (odnośnie wpisu: http://janekpisze.blogspot.com/2013/10/czemu-mi-kadka-bernatka-w-pejzazu-nie.html) i chyba dalej się nie udaje. 

Sami oceńcie:



A po drodze też coś artystycznego zrobiłem ;)

O ulicy Gazowej, tak jak ktoś prosił, będzie osobny wpis!


sobota, 12 października 2013

Co ma wspólnego siedziba ZUS ze... śmiercią?

Przepraszam, że wczoraj nie było wpisu, ale coś lekko choruje i jakoś nie miałem weny twórczej...

Zanim przejdziemy do właściwej notki to zapraszam dziś wszystkich na Kazimierz, ja również dostałem zaproszenie od organizatorów:



Tymczasem właśnie dziś wpis tematyczny!

Stary i Nowy Kleparz to dwa bardzo znane place targowe w Krakowie. Jak popatrzymy na centrum Krakowa w osi północ-południe to właśnie z jednej strony mamy oba kleparskie, a z drugiej strony na Hala Targowa na Starych Grzegórzkach oraz Plac Nowy na Kazimierzu (więcej o tym w moich wpisach, między innymi tu: http://janekpisze.blogspot.com/2013/10/co-aczy-kiebaski-z-nyski-pod-hala.html).

Aktualnie obok siebie stoi Plac Targowy Nowy Kleparz i Dom Pomocy Społecznej im. Helclów.

Tak naprawdę to Stary Kleparz jest tym najbardziej znanym, bo historycznym miejscem, któremu myślę, że poświęcę na pewno artykuł za jakiś czas.

W XIX wieku żyje krakowski bankier i wiceprezydent miasta Krakowa, Ludwik Helcel oraz jego żona Anna. Teraz coś pokrótce o nich (za Wikipedią):
Pochodził z rodziny krakowskich bankierów, których nazwisko brzmiało pierwotnie Hölzel von Sternstein[1]; był właścicielem majątku w Radłowie i Biadolinach Radłowskich[2]. Jego żona Anna Helcel (1813-1880) z domu Treutler w znacznym stopniu sfinansowała budowę szpitala dla dzieci im. św. Ludwika w Krakowie, a w testamencie z 1876 roku przeznaczyła dużą część majątku na stworzenie zakładu dla nieuleczalnie chorych i rekonwalescentów prowadzonego przez Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo (Szarytki). Zakład ten, Dom Ubogich im. Ludwika i Anny Helclów, powstał w 1890 roku i istnieje w Krakowie do dzisiaj.
Czemu te informacji są tak ważne?
Dlatego, że aktualny Dom Pomocy Społecznej, stanął pośrodku dwóch ulic - Długa i Pędzichów.
Prześledźmy teraz pewną trasę (polecam przejść się pieszo):
Zaczynamy w Rynku Głównym, idziemy ulicą Sławkowską (ulica od nazwy miejscowości Sławków do której prowadziła; dziś miejscowość ta w województwie śląskim) następnie wzdłuż początku ulicy Długiej, gdzie aktualnie za kamienicami, znajduje się wymieniony wyżej Rynek Kleparski, zwany aktualnie Starym Kleparzem.
(ulica Długa w stronę ulicy Pędzichów, źródło: gazeta.pl)

Następnie odbijamy przy Domu Tureckim w ulicę Pędzichów i idziemy do końca, aż prawie po mury Domu Pomocy Społecznej.

(Dom Turecki na rogu ulic Pędzichów i Długa, źródło: Wikipedia)

Gdybyśmy wykonali tą trasę w czasach średniowiecznych, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że w tym miejscu skończyłby się nasz żywot, powód?
Trasa o której wspominam, wiodła prosto na szubienicę, gdzie kat dokonywał egzekucji.
Stąd możliwa też etymologia nazwy ulicy (za Wikipedia):
Nazwa pochodzi najprawdopodobniej od pędzenia tędy bydła do miasta, nazwy własnej Pędzich lub prowadzenia skazańców na szubienice.
Jeśli chodzi o takie średniowieczne historie, to warto przeczytać książkę "Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie" Jana Kracika oraz Michała Rożka (link do zakupu książki tutaj), gdzie jest bardzo dobrze opisane kto i za co "lądował" w tym miejscu.
Bardzo ciekawy jest również spis innych obowiązków kata w mieście, o których to szczerze nie wiedziałem, jak choćby bycie hyclem!

Ciekawostką jest, że praktyki wykonywania kary przez powieszenie w tym miejscu, zaprzestano dopiero po wejściu do Krakowa Austriaków w czasie zaborów.

Co może najbardziej w tym wszystkim porażać aktualnie?
Pod numerem 27 mieści się siedziba ZUS. W tym miejscu od XV wieku znajdowały się miejskie szubienice.
(źródło: dziennikpolski24.pl)


To z kwestii ironicznych, a jak dla mnie fakt, że w pobliżu miejsca uśmiercania w średniowieczu "delikwentów", stoi dziś dom spokojnej starości, rodzi we mnie z lekka przerażenie... 


środa, 9 października 2013

Co ma wspólnego jedno z głównych skrzyżowań Krakowa z uzdrowiskiem?

Wbrew pozorom, bardzo dużo. Zatem o jakim tutaj mówimy węźle komunikacyjnym?

Rondo Antoniego Matecznego, nazywane potocznie: Rondo MateczneRondo MatecznyRondo Na Matecznym, bez którego dzisiaj nie wyobrażamy sobie płynności ruchu w kierunkach na wschód (Wieliczka, obwodnica i autostrada w stronę Tarnowa) i południe (ulica przechodząca poza miastem w Zakopiankę, wraz z odbiciem w stronę Wadowic, Żywca czy Bielska-Białej).

Wspomnę, że tuż obok jest zlokalizowana Zajezdnia Podgórze, utworzona już przed II Wojną Światową.
Pojawiła się ona już w jednym z moich wcześniejszych wpisów (link: http://janekpisze.blogspot.com/2013/10/wisa-jako-rzeka-graniczna-dwoch-panstw.html), kiedy pisałem o "uziemieniu" taboru tramwajowego w 1945 roku, kiedy zostały zniszczone mosty przez wycofujące się faszystowskie wojska niemieckie.

Mimo usilnych starań do zdjęć tej zajezdni nie dotarłem do żadnego w ładnej jakości. Jedyne co mi się udało "wygrzebać":
(źródło: komunikacja.krakow.pl)

Ale wróćmy do tematu...
Rok 1898. Antoni Mateczny szuka na swojej posesji źródła wody pitnej i natrafia na wody mineralne bogate w siarkę i jej związki. 
(źródło: matecznyzdroj.pl)

Nie mija nawet dekada i już w 1905 roku pan Antoni otwiera Zakład Kąpielowy Wody Siarczano-Solankowej:
(źródło: podgorze.pl)

Później powstaje linia tramwajowa i zaczyna kursować do uzdrowiska linia nr 6:
(źródło: matecznyzdroj.pl)

Na pewno ciekawostką jest to, że uzdrowisko... czynne jest do dzisiaj! 
Również od 1969 roku jest tam rozlewnia profilaktyczno-zdrowotnej wody mineralnej "Krakowianka":
(źródło: matecznyzdroj.pl)

Jak wpłynęła budowa Ronda Matecznego na uzdrowisko?
Tutaj można by dyskutować, ale raczej nie była to szczęśliwa decyzja w perspektywie lat, aż do dzisiaj. Tak naprawdę ile mieszkańców Krakowa, szczególnie przyjezdnych, kojarzy otoczenie tego węzła komunikacyjnego ze źródłem wody mineralnej?
W dodatku budowa skrzyżowania była zrealizowana kosztem wykorzystania terenów uzdrowiskowych.

W dodatku zbieg nieszczęśliwych okoliczności oraz brak nadzoru, spowodował też zdewastowanie zabytkowych pozostałych budynków drewnianych po przeciwległej stronie ronda:
(źródło: krakow.gazeta.pl)

Pozostaje mimo wszystko nutka nadziei, jeśli chodzi o główny kompleks, bo jak czytamy na stronie matecznyzdroj.pl:
 W roku 2003 posiadłość tą nabyła od spadkobierczyni Spółka IPR i od tego czasu rozpoczyna się nowa historia tego uzdrowiska.

W dodatku ma też wrócić na stoły woda mineralna:

              Kraków znów ma szansę na sprzedaż własnej wody mineralnej. Zarządcy ujęć znajdujących się przy Rondzie                     Matecznego planują budowę pijalni i rozlewni. 
- Obecnie czekamy na zatwierdzenie koncepcji zagospodarowania terenu parku przez konserwatora zabytków. Planowana inwestycja przewiduje zadanie na wiele lat między innymi, nowoczesną rozlewnię wody zdrowotnej wraz z powszechnie dostępną pijalnią oraz hotel uzdrowiskowy. Woda lecznicza z Krakowa może trafić do sklepów za około 5 lat – mówi Marta Kostrz, prezes zarządu spółki „Relax Care”, prowadzącej zakład Mateczny. 
Co pozostaje? 
Życzyć powodzenia firmie w imię tak długiej tradycji istnienia, a nam samym nowego spojrzenia na ten stary budynek, na uboczu Ronda Matecznego.








Co łączy ze sobą mydło, imponującą willę i zamek Wawel?

Za "dzieciaka" pamiętam nad Wisłą, przy samym Wawelu, tylko jeden widok - pracującą cały czas koparkę na barce, która wybierała piasek z "wysepki" przylegającej do bulwaru przy Dębnikach.

Dopiero dziś, dzięki potędze Internetu, mogę zobaczyć co tam było, a nie tylko pobudzać wyobraźnię wspomnieniami dziadków. Tym widokiem też się z Wami podzielę:
(źródło: krakow.dlastudenta.pl)

Tak, widać tu dokładnie plażę i w dodatku duży ruch na niej. Powiem szczerze, że trochę zazdroszczę tym ludziom. Tak jak żałuję, że nie istnieje już przejazd tramwajowy pod Bramą Floriańską (link do wpisu: http://janekpisze.blogspot.com/2013/10/tramwajem-przez-brame-florianska-az-do.html), tak smutno mi też, że o takie miejsca nie zadbano. Czy nie uważacie też, że byłby to prawdziwy "hit turystyczny" w upalne dni? Abstrahuje tu oczywiście od faktu czystości nurtu Wisły, chociaż i to się ponoć poprawia.

Jednak plażę, jako, że nie jestem fanatykiem popularnego teraz zajęcia "smażing plażing", może bym trochę podarował sobie, ale tego co było w tamtym miejscu wcześniej... to już niekoniecznie!

Zacznijmy od trochę innej strony - produkcji mydła.

Właśnie ten produkt firmy Państwa Rożnowskich musiał przekładać się na dobre osiągi finansowe, bo Ida oraz Edward Rożnowscy należeli do zamożnej rodziny. W dodatku na tyle, że mogli pozwolić sobie na postawienie willi w bardzo atrakcyjnym miejscu. Nie ukrywajmy, że też bardzo kosztownej inwestycji... 

Zatem cofnijmy się jeszcze trochę wstecz, do roku 1891, kiedy powstała willa. 
Zdjęcia moim zdaniem robią wrażenie:

(źródło: mmkrakow.pl)

(źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe)

(źródło: dawny-krakow.blogspot.com / Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Jeśli ktoś nie jest jeszcze przekonany, to za Wikipedią:
Budynek górował nad Dębnikami, a swoimi gabarytami niemal stanowił przeciwwagę dla leżącego po przeciwnej stronie Wisły Zamku na Wawelu. Wybudowanie tak okazałego budynku na Krakowskim brzegu nie byłoby wówczas dopuszczalne ze względu na znaczną ingerencję w krajobraz najbliższego otoczenia Wawelu. Możliwość budowy dała jednak wciąż obowiązująca w Dębnikach ustawa budowlana z 1786 r.
Niestety w 1938 roku, jeszcze przed II Wojną Światową, z racji licznych powodzi, budynek niszczał i musiał zostać rozebrany. W jego miejsce powstała opisana wyżej plaża "Wawel".

W moim przekonaniu stracone na zawsze dwa powyższe miejsca to duży uszczerbek dla okolicy, bo miały one swój charakter, podczas gdy dziś zostały nam tylko stare fotografie i chęci stworzenia wehikułu czasu...




wtorek, 8 października 2013

Recenzja książki "Bukareszt. Kurz i krew" Małgorzaty Rejmer

Aby tutaj nie "paskudzić", stworzyłem osobny blog poświęcony moim różnym recenzjom.
Na pierwszy ogień idzie bardzo mocna pozycja, bo książka Małgorzaty Rejmer "Bukareszt. Kurz i krew".

Zainteresowanych zapraszam tutaj:
http://janekrecenzuje.blogspot.com/2013/10/czy-rumunia-az-tak-poraza-recenzja.html

Tramwajem przez Bramę Floriańską aż do samego Rynku Głównego - rzecz o nieistniejących torowiskach tramwajowych w Krakowie

Ostatnio zacząłem się zastanawiać jak inaczej wyglądałby pejzaż Krakowa gdyby cofnąć się do czasów nawet powojennych.
Idąc tym tropem przyjrzałem się już nie istniejącym odcinkom tramwajowym.

Czy przez przypadek nie wpadlibyśmy na Rynku Głównym pod koła tramwaju?
Tak, dobrze czytacie. Jeszcze do lat pięćdziesiątych XX wieku, czyli okresu tuż powojennego, na Rynku Głównym jeździły tramwaje. Później Rada Miasta zdecydowała o likwidacji linii tramwajowych w centrum Krakowa, a przecież wszystkie wychodziły w narożnikach Rynku Głównego, a także pośrodku w stronę Szewskiej i Siennej.

Jaki był powód wycofywania tramwajów ze ścisłego Starego Miasta?
Nie łudziłbym się, że chodziło tu o ochronę zabytków, jeśli władza PRL budując linię tramwajową do Nowej Huty po obecnej trasie Mogilska-Jana Pawła II, zburzyła zabytkowy fort z czasów austrowęgierskich.
Było to podyktowane tym, że władza komunistyczna uważała tramwaj za coś nienowoczesnego.
Tym właśnie sposobem znikły tramwaje w większości miast "ziem odzyskanych" takich jak Zgorzelec, Jelenia Góra (dziś pamiątkowy tramwaj stoi na pierzei Rynku jeleniogórskiego) czy Słubic.
W tym ostatnim planuje się odbudowę i połączenie z niemieckim Frankfurtem nad Odrą, a w Olsztynie trwa budowa "na nowo" pierwszej linii, przynajmniej z tego co czytałem.

Kiedy skończył "żywot" ruch tramwajowy po Rynku?
Za Wikipedią:
Między majem i czerwcem 1952 trwały prace przy węźle Poczta Główna, których celem było wyłączenie torowiska w kierunku ulicy Siennej. Ostatni tramwaj normalnotorowy przejechał przez rynek 27 czerwca po godzinie 21. Następnego dnia tramwaje pojechały już nowym torowiskiem w ulicy Basztowej. Jednocześnie wąskotorową linię 2 przemianiowano na 0 i skrócono do Plant, zaś linię 1 skrócono z Dworca Kolejowego do Kościoła Mariackiego, później do ulicy Grodzkiej, a później zlikwidowano.
Dobrze czytacie - wąskotorowej linii.
W Krakowie wcześniej istniały dwa typy torowisk i spotykały się one też na Rynku Głównym (za Wikipedia):
18 sierpnia 1913 zamknięto wąskotorową trasę w ulicy Sławkowskiej i Długiej w celu przekucia jej na tor normalny. W trakcie budowy całkowicie zmieniono układ torowy na Rynku Głównym. Doprowadzone zostały tory z ulicy Mikołajskiej, zaś wzdłuż linii A-B powstał pierwszy w mieście odcinek trzytorowy: dwa tory o rozstawie 1435 mm oraz pojedynczy 900 mm będący dojazdem i jednocześnie końcowym odcinkiem dla linii kursującej do Parku Krakowskiego. Trasa do ulicy Mogilskiej zakończona została natomiast pętlą uliczną. Na potrzeby obsługi nowych linii w Sanoku zamówiona została kolejna partia wagonów normalnotorowych. Uroczyste otwarcie obu inwestycji nastąpiło 20 grudnia 1913.
Dzisiaj jest to dla nas niewyobrażalne - zarówno taki widok jak ten:
(źródło Wikipedia)

Jak też taki widok na samym Rynku Głównym:
(źródło: dziennikpolski24.pl)


(źródło: dawnotemuwkrakowie.pl)

(źródło: radiokrakow.pl)

Dla spragnionych większej ilości obrazów polecam ten link:

Mnie jednak przy tym wszystkim najbardziej zaciekawił opis co musieli zrobić przy elektryfikacji sieci tramwajowej jeśli chodzi o przejazd tramwaju pod... Bramą Floriańską!
Dowiadujemy się też z Wikipedii:
Uruchomienie trakcji elektrycznej spowodowało zagrożenie dla Bramy Floriańskiej, gdyż pod jej sklepieniem nie mieścił się nowy wóz wraz z odbierakiem połączonym z przewodami trakcyjnymi. Postulowano przebicie wyższego przejazdu, ale miłośnicy zabytków doprowadzili do obniżenia poziomu ul. Floriańskiej w tym rejonie o kilkadziesiąt centymetrów, co rozwiązało problem.
(źródło: dawny-krakow.blogspot.com / Narodowe Archiwum Cyfrowe)

//
EDIT:
Znalazłem też zdjęcie z okolic Barbakanu z tramwajami na pierwszym planie:
(źródło: sofijon.pl)
//


Zresztą będąc w temacie do dziś aktualnym - pewnie większość z Was nie jest świadoma, że istnieją na sieci trakcyjnej tramwajowej "łączniki", gdzie po prostu brak jest prądu w danym miejscu i jeśli, nie daj Boże, tramwaj się tam zatrzyma to wszyscy będą zmuszeni tramwaj po prostu... przepchnąć!

Warto też przy okazji tematu obniżania poziomu ulicy, względem przeszkody historycznej, przyjrzeć się jak przejeżdża tramwaj pod wiaduktem kolejowym na ulicy Lubicz. Niesamowicie jest to ciekawe, bo musi obniżać pantograf, bo jest tam zbyt wąsko by przejechał "wyprostowany".



Ale czy wszyscy przyjmowali z entuzjazmem elektryfikację? Raczej na odwrót (za Wikipedią):
Początkowo elektryfikacja wzbudzała negatywne odczucia wśród niektórych mieszkańców miasta, zwracających uwagę na stosunkowo wysoką prędkość jaką rozwijały tramwaje elektryczne. Gmina będzie musiała najrychlej wybudować nowy szpital i nowy zakład dla umysłowo chorych. Szpital dla uszkodzonych i poranionych przez tramwaj, drugi zaś zakład dla mieszkańców ulic, którymi tramwaj jeździ i dla tych, co tramwajem jeżdżą, bo ci niechybnie skutkiem dzwonków tramwajowych zwariować muszą" – relacjonowało w 1901 r. pismo "Naprzód".
Dzięki między innymi temu osiągnięciu technicznemu zaczął się szybki rozwój linii tramwajowych.

Ach, jakbym chciał móc się przejechać niżej wymienionymi liniami (Wikipedia):
W ten sposób od 1902 tramwaje w Krakowie kursowały po czterech liniach:
  1. Most Podgórski – Mostowa – Plac Wolnica – Krakowska – Stradom – Grodzka – Rynek Główny – Floriańska – Basztowa – Lubicz – Dworzec Kolejowy
  2. Most Podgórski – Mostowa – Plac Wolnica – Krakowska – Dietla – Starowiślna – Sienna – Rynek Główny – Szewska – Karmelicka – Park Krakowski/Rogatka łobzowska
  3. Zwierzyniec – Zwierzyniecka – Wiślna – Rynek Główny – Sławkowska – Długa – Rogatka wrocławska
  4. Rynek Główny (Sienna) – Szewska – Podwale – Wolska – Park Jordana[13]


Wyobrażacie sobie taką podróż? 
Byłaby to pewnie niezwykła atrakcja turystyczna!

//
EDIT:
Znalazłem świetne zdjęcie Placu Wszystkich Świętych z archiwalnych zdjęć:
(źródło: sofijon.pl)









Blog Archive

Szukaj na tym blogu