czwartek, 26 września 2013

Płynąc wzdłuż Dietla i wpław na Rondo Grunwaldzkie, czyli jak się zmieniał Kraków na przestrzeni wieków...

Kraków to historia, historia każdej osoby, która się po nim przemieszcza. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że nie mamy za bardzo tej świadomości, że współtworzymy ją.

Przykładowo idziesz od strony Hali Targowej, przez ulicę Dietla, Most Grunwaldzki, aż do ronda Grunwaldzkiego na Dębnikach.

Może zabrzmi to dość kosmicznie, ale żyjąc jakieś 300 lat wstecz byłoby nierealne wykonać tą trasę pieszo. Ba, jej ostatnią część to nawet nie byłoby wykonalne pokonać około 50 lat temu!

Do czego zmierzam?

Wiadukt przy Hali Targowej wygląda tak:



Ale kiedyś stanowił ten wiadukt kolejowy... most na Wiśle!


Zresztą w linku  http://www.dawnotemuwkrakowie.pl/miniatury/30-dawny-most-na-wisle-a-obecnie-wiadukt-nad-ul-dietlagrzegorzecka/ możecie porównać różnice między kiedyś, a dziś.

Czyli ulica Dietla była rzeką?
Tak i to samą Wisłą! Nieprzypadkowo ulica Starowiślna ma taką nazwę, zresztą niewiele dziś ludzi ma świadomość, że Kazimierz (wtedy miasto) był... wyspą w odnogach Wisły.
Pokazany powyżej most kolejowy stanowił część linii kolejowej łączącej Kraków z Lwowem, która budowana za miłościwie nam panującego Franciszka Józefa I, aż po dziś dzień na terenie Krakowa prowadzi wytyczonym szlakiem w XIX wieku.

Nie ukrywam że, jako krakus, będę pewnie od czasu do czasu więcej pisał na tematy Austro-Węgier, w końcu Kraków wtedy dość prężnie się rozwijał i zmieniał, mimo, że w tym zaborze była dość duża bieda, ale również swoboda. Czemu akurat o tym wspominam?

Pomijając fakt, że Kolej Galicyjska im. Karola Ludwika była tworzona pod zarządem Leona Ludwika Sapiehy, czyli dziadka samego... Kardynała Sapiehy (!), to warto tutaj dodać, przemieszczając się już w stronę Mostu Grunwaldzkiego, że Kraków miał wielu innych wybitnych ludzi w tym czasie.

Dlaczego właśnie nazwa Dietla?
O zgrozo czasem słyszę czytanie nazwiska tego prezydenta nie z wymową "i" tylko "ie", tak samo jak poraża czytanie Focha po polsku, zamiast poprawnie "Fosza" i w sumie w tym miejscu dziwię się Warszawiakom spolszczającym plac Wilsona, chociaż (cytat z Wikipedii):
W opinii Rady Języka Polskiego nazwa placu od chwili nazwania go w okresie międzywojennym była tradycyjnie wymawiana w wersji spolszczonej (podobnie jak np. alei Waszyngtona), z głoską w (miękkie w) na początku i taka wymowa jest nadal zalecana: Ci, którzy sądzą, że należy mówić „plac Łilsona”, po prostu tej tradycji nie znają[2]
 ... jednak zostawmy na boku te łamigłówki słowne i wróćmy do sedna sprawy.

A więc prezydent Józef Dietl, którego popiersie stoi przed magistratem (ups, zapomniałem, że wielu ludzi nie zna tego sformułowania: przed urzędem miasta Krakowa), mógł około 1866 roku stanąć na brzegu odnogi Wisły dzielącej Kraków od Kazimierza i pomyśleć, że trzeba coś z tym do cholery zrobić... No właśnie, cholery - choroby, która się rozwijała dzięki takim miejscom. Jako prezydent wprowadził niezwykły plan uporządkowania tego terenu i zasypania tej odnogi rzeki.
Kiedy dziś patrzymy jak się ślimaczy tempo inwestycji, szczególnie drogowych, to po prostu aż oczy się robią duże kiedy poznamy czas powstania w tym miejscu ulicy - krakowianie potrzebowali na zrobienie tego tylko dwa lata
Dlatego tym prościej zrozumieć czemu pochodzi od imienia prezydenta Krakowa ta ulica, a dodatkowo uświadamia nas, że pas zieleni pośrodku nazywa się Plantami Dietlowskimi, Szkołę Podstawową Nr 11 do której chodziłem (zresztą blisko ulicy Dietla) też nazwano imieniem Dietla, a o pomniku to już wyżej wspomniałem.

A teraz parę zdjęć z dawnych czasów:
Zdjęcia znalazłem na serwisach www.mmkrakow.pl oraz www.ronet.pl 

//
EDIT:
U skrzyżowania dzisiejszych ulic Stradomskiej, Krakowskiej i Dietla stał kiedyś Most Królewski.
Więcej o nim można poczytać tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Most_Kr%C3%B3lewski
//

Teraz przemieszczamy się prawie pod Wawel, gdzie koryto rzeki skręcało na wysokości Parafii Wojskowej Św. Agnieszki (swego czasu pamiętam, że "najszybsze" msze w okolicy tutaj były, teraz mi nie wiadomo jak jest) w stronę Wawelu
Nie byłbym sobą gdybym nie wtrącił, że w miejscu gdzie były bagna dzisiaj buduje się ogromny apartamentowiec - wszystkim budowniczym życzę powodzenia przy kładzeniu fundamentów, gdyż łatwo to im nie będzie...

Jednak wróćmy do tematu, znajdujemy się przy aktualnym biegu Wisły, jest powiedzmy rok 1968 i chcemy przedostać się na Dębniki - będzie to wykonalne za pomocą Mostu Dębnickiego albo... jeśli poczekamy przy brzegu jakieś 4 lata, kiedy zostanie zbudowany Most Grunwaldzki łączący Kazimierz/Stare Miasto z Dębnikami. 

Warto tutaj napisać, że oba mosty mają duży mankament - za mały prześwit nad lustrem wody.
Tym sposobem niektórzy pamiętają jak Most Dębnicki był już parę razy zagrożony "odpłynięciem" razem z falą powodziową i jak trzeba było go dociążać m.in. czołgami wojskowymi.

Teraz zapraszam wszystkich na wycieczkę, bo myślę, że będzie to najlepsze uświadomienie sobie jak historia otacza nas... i jak nas przenika. Dlaczego akurat przenika?

Ano dlatego, że wszystko wokół się zmienia i może się okazać, że za "X" lat możemy być jednymi z nielicznych, którzy znali jakieś miejsce "z autopsji" podczas gdy przyszłe pokolenia o tym już nic nie będą wiedziały, bo po prostu tego miejsca... nie będzie takiego samego. 

Jeśli wciąż mi nie wierzycie to przypominam mój wczorajszy wpis... (link: http://janekpisze.blogspot.com/2013/09/jakis-czas-temu-wpado-mi-na-mysl-jak.html)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Blog Archive

Szukaj na tym blogu