piątek, 27 września 2013

Rewolucja HD w niecałą dekadę

Tak patrząc się na YouTube wpadłem na mój teledysk z 2007 roku:

A teraz dla porównania aktualne video (akurat nie teledysk, a pokrótce o mojej stronie z filmami klubowymi, tylko idealnie pokazujący jak aktualnie jest wszystko kręcone):



Zauważyliście jak duży skok nastąpił w technice audio-video?

W 2007 roku zaczynałem od kamery Panasonic DVX-100BE, dającej obrazek w jakości PAL SD - 720x576 pikseli. Wtedy to człowiek uważał standard HD za jakąś niewyobrażalnie odległą przyszłość. 
Ale już w tamtym czasie dopiero zaczynał przyspieszać wysyp telewizorów typu LCD.

Kamera o której napisałem była z tzw. segmentu semi-pro, czyli pół-profesjonalnych, stosowanych często w reporterskich rzeczach, bo o kamerze typu pro, np. Sony z obiektywem Fujinon mogłem pomarzyć, chyba, że wygrałbym w Totka. 
Owszem w tym samym czasie pojawiały się już kamery Sony z podobnej półki cenowej jak ten Panasonic, tyle że, z formatem HDV kręcącym w trochę dziwnym trybie 1080i (1440x1080pikseli), który na początku miał służyć do celów domowych, ale okazało się, że po prostu ludzie zaczęli te kamery masowo używać i musiał zostać wpuszczony "pod strzechę" profesjonalnych formatów. 

W tym samym również czasie startował JVC ze swoimi formatami, a później następca Panasonica DVX-100BE, czyli HVX100 (jak mnie pamięć z nazwą dokładną nie myli) - też już w standardzie High Definition

Tutaj mały "edit" od mojego kolegi (pozdrawiam i dziękuje za podpowiedź):
Maciej Magryś JVC nigdy nie startował ze swoim formatem, tylko zakupili od Sonego licencje na HDV i zmodyfikowali do formatu ProHD 720p z 4 ścieżkami audio. Od strony technologicznej to dalej HDV

Wszystko ładnie, fajnie - tylko dwa zasadnicze problemy się pojawiały, czyli po pierwsze każda kamera miała inne kodowanie zapisu tych plików, a drugi problem był z... montażem!

No właśnie... mamy pięknie nagrany materiał w HD, ale na czym go obrobić? Dopiero dziś standardem są terabajtowe dyski, a wtedy problematyczne były nawet dyski pojemności 500GB (głównie cenowo problematyczne), nie wspominając już o kwestiach mocy przerobowych komputerów i czasie trwania renderów...
W sumie mam dysk zewnętrzny o takiej pojemności z tamtych lat, który służył mi jako cała(!) powierzchnia do pracy i pieszczotliwie nazwałem go niedawno "Staruszek".

Później nastąpiła rewolucja w działaniu - przesiadam się z PC z PremierePro/Ediusem do montażu na Mac OS X, a w nim pakiet Final Cut Studio. Później nigdy nie zrobię update do dwójki, czego będę żałował, bo problemy z pracą między różnymi stacjami będą baaaaardzo dotkliwe, bo Final Cut Pro7 żądał zawsze konwertu projektów z Final Cut Pro 6, ale w drugą stronę to już niestety nie działało! A może tak po prostu miało być? 

Następnie przesiadka z kamer na... aparaty fotograficzne. Canon 5D Mark II okazał się bombą i to jeszcze chyba termojądrową, bo zmiótł całkowicie podejście do kręcenia video aparatami, pokazując nowy sposób myślenia... ale o tym w następnych postach :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Blog Archive

Szukaj na tym blogu